UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii.

sobota 20 kwiecień 2024

Statystyki strony

Dziś: 134

Wczoraj: 567

W tym tygodniu: 1637

W tym miesiącu: 6701

Od czerwca 2009 r. 1412191

Spis treści

„Cóż oddam Panu za wszystko, co mi wyświadczył?
Podniosę kielich zbawienia i wezwę imienia Pańskiego" (Ps. 116,13)


Te słowa od ponad 50 lat towarzyszą naszemu Księdzu Kanonikowi Tadeuszowi Wilamowskiemu, do 31 lipca 2006 roku proboszczowi parafii Św. Bartłomieja Ap. w Sampławie. Szanowny Ksiądz Tadeusz zgodził się udzielić odpowiedzi na kilka pytań.

J.S.:
Lata, w których rozpoczynał Ksiądz pracę duszpasterską to nie był okres łatwy dla Kościoła, był to, bowiem rok 1957, dokładnie 21 grudnia. Jak w takich warunkach radził sobie „świeżo upieczony" kapłan?

Ks. T.W.:
Proszę pozwolić, Droga Pani Jadwigo, że najpierw odniosę się do zacytowanych przez Panią słów Ps. 116. Stały się one dla mnie bardziej wyraziste teraz. Jednak motto, które towarzyszyło mi od początku kapłaństwa, to słowa zapisane u Św. Jana Ap. w jego I-szym liście: „Bóg jest miłością" (zob. 1J 4,8.16); znalazły się one na moim obrazku prymicyjnym i teraz na jubileuszowym.

A teraz odnośnie tego trudnego czasu... To był pierwszy zapał kapłana - młodzieńca. Umysł, serce pełne ideałów, tęsknoty za pracą. Nie myślało się, przynajmniej z lękiem, o trudnościach i niebezpieczeństwach. Starsi, bardziej doświadczeni kapłani, musieli nieraz „studzić" nas młodych i przypominać o roztropności duszpasterskiej w niebezpieczeństwach tamtych czasów. Ale dla Jezusa i Jego Kościoła byliśmy gotowi ponosić trudy i ofiary, i ponosiliśmy.


J.S.:
Kapłańskie ścieżki prowadziły Księdza od Wyższego Seminarium Duchownego w Pelplinie poprzez wikariat w Chełmży do Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego na wydział teologii pastoralnej, kierunek pedagogiczno - katechetyczny. Czy chciał się wówczas Ksiądz poświęcić przede wszystkim pracy z młodzieżą?
Ks. T.W.:
To podczas pracy z młodzieżą na I-szej placówce duszpasterskiej w Chełmży zrodził się pomysł - potrzeba pogłębiania studiów, by móc bardziej rozumieć młodzież i więcej jej dawać. Stąd prosiłem Ks. Biskupa o skierowanie mnie na studia psychologiczne. Wola Ks. Biskupa była jednak inna, bo na psychologię już wcześniej zgłosił się mój kolega kursowy. Pomyślałem więc o pedagogice, a że nie było wtedy jeszcze na KUL-u samodzielnej katedry pedagogiki, próbowałem w ramach teologii pastoralnej realizować moje zainteresowania, by potem służyć młodzieży, którą system komunistyczny bardzo odgradzał od kontaktów z kapłanem.

J.S.:
W roku 1967 po obronie pracy magisterskiej rozpoczyna Ksiądz pracę w parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Tczewie. Był to chyba dobry okres w życiu, ponieważ w rozmowach często wspomina Ksiądz tamte czasy.

Ks. T.W.:
„Pierwszą miłością" mojej pracy duszpasterskiej, też z młodzieżą, był wikariat w Chełmży (przez 6,5 roku od Święceń Kapłańskich). Dlatego Chełmża głęboko zapadła w serce, chociaż (a może dlatego), że był to ogrom pracy, choćby z samą katechezą (nawet 38, aż do 42 lekcji tygodniowo), i to na poziomach od l-szej kl. szkoły podstawowej do liceum (maturzystów).
Jednak w Tczewie, a było to zaraz po ukończeniu studiów na KUL, mogłem bardziej związać się z młodzieżą szkół średnich, którą ogarnialiśmy i organizowaliśmy niejako „w konspiracji" przed inwigilującymi sługami reżimu, wraz z Ks. Piotrem Wysgą i Mieczysławem Więckowskim (obecnie zasłużonymi proboszczami w Tczewie), którzy mieli piękne talenty do pracy z młodzieżą i stanowiliśmy zgrany „triumwirat" w pracy duszpasterskiej, a zwłaszcza z młodzieżą - umiłowaną i wspaniałą. Poza katechizowaniem było to prowadzenie chóru, koncerty, też na wyjazdach, rajdy (urocze Kaszuby!), andrzejki, bale, spotkania w domu (w wikariatce), który stał się domem młodzieży. A wszystko to było, pamiętajmy, „zakazane" i były na to paragrafy.


J.S.:
Kolejny etap to...

Ks. T.W.:
...to skierowanie mnie dekretem od Ks. Biskupa „z zaskoczenia" - bo byłem wtedy (za zgodą Ks. Bpa) w Szkocji w rodzinie stryja - do Wyższego Seminarium Duchownego w Pelplinie, by przejąć zajęcia z pedagogiki i katechetyki. Niestety, przyjąłem tę decyzję Ks. Bpa niedojrzale (tak to dziś oceniam); chciałem pozostać w pracy duszpasterskiej wśród młodzieży. Ze łzami w oczach (dosłownie!) błagałem Ks. Bpa, by nie posyłał mnie do Pelplina, bo ja nie dam rady (było to już 4 lata po studiach). Ks. Bp okazał się nieustępliwy i „uzbrojonego" w błogosławieństwo biskupie odesłał do spełnienia jego woli, przecież Bożej...


J.S.:
3-go Września 1972 r. na podstawie dekretu Ks. Biskupa obejmuje Ksiądz parafię w Sampławie. Wiem, że parafia ta została przydzielona Księdzu w zasadzie z powodu rodziców, którzy chcieli dzielić ze swoim synem radości i smutki proboszczowania, ale w realiach wiejskiego świata. Nie była to zbyt ryzykowna decyzja?

Ks. T.W.:
Pisemną prośbę o wiejską parafię złożyłem u Ks. Bpa już przed wyjazdem do Szkocji, a w motywacji był między innymi ten element zajęcia się rodzicami. Dlatego też tak zaskoczył mnie, po powrocie z zagranicy, dekret biskupi kierujący mnie do W.S.D.
Obowiązki wykładowcy starałem się wypełniać jak umiałem najlepiej, ale ciągle trwałem w stanie tymczasowości (nawet się całkowicie nie rozpakowałem), z nadzieją na spełnienie mojej prośby o parafię. A co do wspomnianego przez Panią ryzyka, to jest ono w jakimś stopniu w każdej decyzji, ale coraz bardziej uczyłem się składać je w dłonie Bożej Opatrzności.


J.S.:
Zaraz po przejęciu obowiązków proboszcza rzuca się Ksiądz w wir pracy zarówno duszpasterskiej jak i gospodarczej. Co z tamtego okresu utkwiło Księdzu najbardziej w pamięci?

Ks. T.W.:
Najpierw trud przestawienia się ze środowiska miejskiego na wiejskie (także, a może przede wszystkim w kontaktach z młodzieżą). Ale to przecież powrót do korzeni - wyrosłem na wiejskiej glebie, i to mój świat.
W pamięci utrwaliły się też pierwsze zmagania o przeprowadzenie tak koniecznego wtedy remontu dachu na kościele (a także i plebani) - w warunkach, w których potrzebne materiały były dla kościoła, dla księży prostą drogą nie do zdobycia, a przynajmniej bardzo trudno. A jak wchodzić na „kręte ścieżki", by pozostać uczciwym, kapłanem...; przecież „cel nie uświęca środków"... Bardzo pomagali parafianie, nieraz nie bez narażania się...


J.S.:
Jedną z pierwszych pielgrzymek, jaką Ksiądz zorganizował, to pielgrzymka kobiet do Częstochowy na jubileusz 600-lecia Cudownego Obrazu i złożenie votum „Kielich Życia i Przemiany". Trudno dziś wymienić wszystkie, ale może wspomnę o tych, które na długo zapadły w naszej pamięci. Były to wyjazdy na spotkania z Ojcem św. Janem Pawłem II, spotkania młodzieży na Diecezjalnym Forum Młodych w Toruniu, nad Jeziorem Lednickim. Pielgrzymki do Rzymu, Częstochowy, Lichenia, Kalwarii Zebrzydowskiej, Wadowic, Łagiewnik czy coroczne do Lip. Od kilku lat wyjeżdża Ksiądz do Medugorje. Może dwa słowa na ten temat?

Ks. T.W.:
Wielokrotnie już wyjeżdżałem do Medugorje z Niemiec pielgrzymką organizowaną z Bremen przez pochodzącego z Tczewa Pana dra Henryka Janickiego, prawdziwego świeckiego apostoła, któremu zależało, by pielgrzymi mieli kapłana. Medugorje - nie ma tu możliwości nawet skrótowo mówić o trwających tam jeszcze objawieniach Matki Bożej „Królowej Pokoju" - choć nie potwierdzone oficjalnie przez Kościół, jest miejscem modlitwy, nawrócenia („konfesjonał świata"), Eucharystii, adoracji, ofiarnego wspinania się po kamieniach, głazach i skałach na Górę Objawień drogą tajemnic różańcowych i na Kriżewac z rozważaniem stacji Drogi Krzyżowej, i to ludzi, dosłownie, z całego świata. Dlatego jest miejscem cudów, nie tylko objawień wizjonerom, ale i cudów przemiany serc ludzkich. Rozmowy, spowiedzi, modlitwy, przeżycia religijne, jakie mam w podróży i w dniach pobytu w Medugorje są bogactwem, którego tu wypowiedzieć nie zdołam.